Dwie godziny temu, z peronu dworca PKS Stadion, śledziliśmy powolny, ale nieco już nerwowy ruch dźwigów na budowie Stadionu Narodowego. Teraz wysiadamy na przystanku w niewielkiej wsi Tarnów, która – trochę dziwnie – przylepiła się tylko do jednej strony drogi nr 801. Po przeciwnej ciemnieje las. Piaskowy, sosnowy. Idziemy kawałek wzdłuż szosy i skręcamy w stronę Wisły. Mijamy dom pani Jadwigi – sołtysowej, letni domek lekarza z Warszawy i po paru krokach stajemy na krawędzi wysokiej skarpy.
Pierwsza dogania nas cisza. Potem Wisła. Sunie gładko, wielkie lustro, między łachami białego piasku. Wcale nie lekko, raczej jak błyszcząca, blada smoła. Ale jest w niej coś żywego, jakaś siła. Znika niechętnie na horyzoncie, zlewa się z bladym niebem. Wszystko jest tu tak dalekie, rozciągnięte w czasie i w przestrzeni, że wydaje się właśnie blade, niewyraźne. Ale ta niewyraźność, ta bladość ma setki delikatnych odcieni, których nie widać od razu. Trzeba tu trochę pobyć, popatrzeć, posłuchać. Wypluwamy więc smak pekaesowej benzyny, wyłączamy telefony, pociągamy łyk czegoś i kładziemy się na trawie. Robimy to latem, bo zimą po wódce łatwo się zamarza.Zamykamy oczy i na początku wydaje się, że jest cicho. Ach jak cicho! Ale to złudzenie miastowego. Po pewnym czasie słyszymy już sosny, słyszymy wiatr, jakieś głosy z drugiego brzegu Wisły. Kury. Daleki, daleki warkot traktora. Słyszymy Wisłę. I czujemy pod sobą jej podziemną, erotyczną siłę. Jakieś szepty. Kukułka. Na szczęście jest jeszcze niebo. Ono uwalnia nas z mięsistego uścisku ziemi.
– Panie inżynierze! My tego nie zrobimy. Po co to w ogóle tak? Można po prostu. Tu jedna belka, tu druga na skos i trzecia. I już.
– Panie majster, tyle żeśmy nad tym siedzieli, a pan nam tu tak po prostu mówi, że się nie da.
– Może się i da. Ale my tego nie zrobimy. Za dużo kombinowania. Za dużo materiału wyjdzie.
– To ja muszę z panem Redaktorem pogadać.
Żelbetowa płyta już wylana. Dyskutujemy teraz o konstrukcji nośnej kościoła. Przywieźliśmy z Warszawy ładnie wydrukowane rysunki konstrukcji z belek sosnowych. Konstrukcja nie jest taka oczywista, jedno przęsło ma być wykonane z kilkunastu delikatnych elementów – tak, żeby uzyskać wrażenie lekkości i jednocześnie pewnej komplikacji, która stanie się jedyną „ozdobą” wnętrza.
Pan Redaktor – tak nazywany przez wszystkich w Tarno-wie – jest pomysłodawcą całego przedsięwzięcia i inwestorem. Mieszka na skraju wsi, nad samą Wisłą. To on wymyślił, żeby na wiślanym cyplu, na wysokiej skarpie postawić niewielki drewniany kościółek. Tarnów stracił swój kościół na początku XIX wieku, kiedy Wisła zmieniła bieg i zagarnęła część wsi. Parafia została przeniesiona do leżącej nieopodal Samogoszczy. Pan Redaktor postanowił przywrócić wsi miejsce, w którym można by się pomodlić, wysłuchać mszy, spotkać się z sąsiadami, a może po prostu posiedzieć i pomyśleć w spokoju.
Kupił niewielki, trójkątny cypel, zamówił u nas projekt i nie bez trudu przekonał władze kościelne, żeby zezwoliły na taką inwestycję. Na etapie projektu wspólnie doszliśmy do wniosku, że najważniejsze jest stworzenie miejsca przyjaznego mieszkańcom Tarnowa. Budynku, który mogliby zwyczajnie polubić. Budynku, który polubiłoby też jego otoczenie. Rzeka. Las. Ptaki. Postanowiliśmy więc od razu zredukować nasze wybujałe architektoniczne ego, ujarzmić je i odłożyć na później chore sny o potędze. Zaprojektowaliśmy budynek niezwykle prosty: wydłużony prostokąt o strzelistym dwuspadowym dachu. Drewniana konstrukcja ścian i dachu jest złożona z kilkunastu identycznych przęseł, które we wnętrzu kościoła widać w całości. Decydują o jego charakterze, podkreślając strzelistość, kierując myśli ku trójkątom. Ściany boczne i dach pokryte są w całości powłoką z wióru osikowego, na pierwszy rzut oka przypominającą gont. Powłoka spływa z dachu na ściany w niemal niezauważalny sposób. Ludziom przypomina to rybę, łódź, arkę Noego. My mieliśmy w głowie raczej tę wiślaną bladość, ten ciągły przepływ, znikanie. Najważniejsza dla nas była organiczna, pozasymboliczna spójność.
Północna ściana szczytowa też jest pozbawiona okien, w całości pokryta szalówką sosnową. Deski mają różną szerokość, tworzą na powierzchni ściany nieregularny wzór. Tu jest umieszczone wejście do kościoła – proste, dwuskrzydłowe drzwi wykonane w identycznej technologii co reszta ściany. Konstrukcja z belek i szalówka. Przeciwległa, południowa ściana szczytowa ma specjalne znaczenie. Jest jedynym przeszkleniem w całym budynku. Stanowi równocześnie tło dla ołtarza. Po wejściu do kościoła jest się więc otoczonym drewnem z trzech stron, a na wprost widzi się daleki, wiślany horyzont, niebo, drzewa rosnące na brzegu. Zapach żywicy, miękka cisza, gra kontrastów. Ciemne – jasne, bliskie – dalekie. Wyostrzenie granic ma służyć skupieniu, ma pomóc w znalezieniu własnego centrum. To trochę tak, jakby się wlazło do środka wielkiej lunety. Wycelowanej w bardzo konkretnym kierunku...
Dla pana Redaktora bardzo ważne było włączenie miejscowych w budowę. Dlatego po krótkiej dyskusji za chałupą (żeby majster nie słyszał) postanowiliśmy uprościć konstrukcję w taki sposób, by wilk był syty i owca cała. Schowaliśmy ładne ploterowe rysunki do teczki i za pomocą linijki i ołówka przygotowaliśmy rysunki wykonawcze. Przęsła z belek sosnowych zostały „spłaszczone” w przekroju poprzecznym do jednej płaszczyzny. To znaczy wszystkie belki uzyskały identyczny przekrój i spotkały się ze sobą czołowo. Zrezygnowaliśmy z męczenia ekipy skomplikowanymi zestawieniami belek na zasadzie wpuszczania jednej pomiędzy dwie, a nawet dwóch między trzy. Uproszczona konstrukcja powstała w ciągu kilku dni. Ta sama ekipa pokryła całą konstrukcję sosnową szalówką, tworząc drewnianą „skorupę” wnętrza. Po położeniu warstwy ocieplenia i izolacji, przygotowano łaty i kontrłaty pod powłokę z wióru osikowego.
- 1
- 2

-
Pierwszy w Polsce kompleks religijno-wypoczynkowy planuje zbudować w Toruniu ojciec Rydzyk. Przy malowniczym Porcie Drzewnym szykuje się powtórka z Lichenia, z tą różnicą, że oprócz strawy duchowej w postaci bombastycznej świątyni, pielgrzymi dostaną też coś dla ciała – lecznicze kąpiele w aquaparku z geotermalną wodą. Będzie to prawdziwa mekka dla słuchaczy Radia Maryja więcej
-
Ost-See-Bad Zoppot wznoszono w bardzo modnym na przełomie XIX i XX wieku stylu alpejskim, którego twórcy lubowali się w drewnianych przybudówkach o konstrukcji ryglowej. W Sopocie większa część powstałej wówczas zabudowy przetrwała do dzisiaj, w tym około 300 domów wyposażonych w werandy. To one przydają kurortowi sielskości więcej
-
Bez dogmatu
Historia renowacji barokowych wnętrz wiejskiego kościoła w Czechach to kronika odważnych posunięć hierarchów, lokalnej administracji i upartych projektantów z praskiego studia Qubus Design. Mieszanka baroku z klasyką designu, a nawet aluzjami do islamu, nie jest czystą prowokacją, lecz manifestem kulturowej otwartości we wnętrzu, które służyć będzie nie tylko liturgii, ale i świeckim imprezom dla miejscowej, niekoniecznie katolickiej społeczności więcej
-
Globalizacja, postęp techniczny i rozwój ekonomii radykalnie zmieniły obraz miasta, które stało się już nie tylko naszym codziennym środowiskiem życia, ale również miejscem, gdzie przede wszystkim odbywa się spektakl konsumpcji więcej
