Kilka lat temu na łamach „Architektura-murator” prezentowany był niewielki dom własny Marka Szcześniaka w Magdalence pod Warszawą – prosty i z dwuspadowym dachem, od podmurówki aż po kalenicę cały opakowany blachą. Stał się sporym architektonicznym wydarzeniem nie tylko dlatego, że stanowił jedną z pierwszych realizacji zapowiadających rodzący się w Polsce minimalizm. Odważna, a przy tym ujmująco prosta decyzja zmienienia banalnego letniego domu w futurystyczny eksponat, świadczyła o niezachwianie optymistycznym, pozbawionym kompleksów i konsekwentnym podejściu do projektowania.
Zapamiętałem Szcześniaka ze studiów jako zapalonego fana muzyki i członka trashmetalowej kapeli, za którego architektoniczną przyszłość wielu nie dawało złamanego grosza. Otwarty na ludzi, zdystansowany wobec własnej osoby, słabo zdawał egzaminy, ale projektował z takim samym zapałem, z jakim w wydziałowej piwnicy walił w elektryczną gitarę. Dziś jako architekt jest w Polsce jedną z największych gwiazd wśród czterdziestolatków. Mimo iż przyciął długie włosy, nadal wymyśla domy z niewymuszoną pasją, nie dorabia do nich żadnej wielkiej teorii, projektuje intuicyjnie w taki sposób, żeby „było fajnie”. Architektura osiedla na warszawskim Bemowie jest dokładnie taka jak jej autor – bezpretensjonalna, prostolinijna i szczera, „zaprojektowana dla ludzi”, fajna. Nie ma w niej przy tym naiwności, jest profesjonalizm i trafne, proste odpowiedzi na temat relacji osiedla z otoczeniem oraz architektonicznych możliwości związanych z budowaniem niedrogich mieszkań. Nie jest to dokonanie na miarę domu w Magdalence – to w końcu opakowanie dla taniej deweloperki, gdzie poszaleć się nie da, ale analogiczny do tamtej inwestycji wydaje się świeży, niewymuszony i konsekwentnie przeprowadzony pomysł, dopasowany do inwestorskiego budżetu.
Zrealizowane trzy kwartały zabudowy stanowią część większego, zamkniętego osiedla, które powstało w bezpośrednim sąsiedztwie atrakcyjnego zielonego terenu wokół fortu Bema. Niestety, odgradzanie się od niego długim na kilkaset metrów płotem obniża wartość tej lokalizacji i niweluje jej miejski charakter. Na osiedlu nie zabrakło również pokracznej architektury (I i II etap budowy), ale to kwartały autorstwa pracowni Szcześniaka nadają ton całości. Zaprojektowany przez niego zespół (III-V etap budowy) ma zróżnicowane gabaryty – w kierunku otaczających drzew zabudowa rozrzedza się i obniża. Na granicy z laskiem wokół fortu nie ma już zwartych kwartałów, tylko wolno stojące, kameralne, czterokondygnacyjne budynki wielorodzinne, otwarte tarasami na zieleń i przypominające niemieckie stadtwille. Domy te stanowią kompozycyjną kulminację osiedla, więc na ich wykończenie inwestor przeznaczył większy budżet. Ściany zewnętrzne w całości obłożono tu ceramicznymi płytkami. Kameralności i umiaru budynków dopełniają konsekwentnie zakomponowane na elewacjach przestrzenne detale otworów, z których każdy stanowi moduł złożony z dwóch sąsiadujących ze sobą portfenetrów – jeden ujęto w delikatnie wysuniętą pudełkowatą drewnianą ramę, drugi, z przesuwną żaluzją, lekko cofnięto w stosunku do lica ściany. Elewacje budynków wyższych kwartałów rozwiązane są oszczędniej, ale konsekwentna kompozycja poziomych pasów tynku między które wstawiono ceramiczne pola podtrzymuje charakter zabudowy. Aby złagodzić klaustrofobiczny efekt, jaki wywołują zwykle zamknięte wewnętrzne dziedzińce, wprowadzono tu liczne prześwity – miejscami wysokie na dwie kondygnacje.
Przy wejściach do klatek schodowych, oprócz standardowej numeracji, pojawiły się napisy z nazwami drzew, co umożliwia mieszkańcom i ich gościom łatwiejszą identyfikację.
W Osiedlu Leśnym młodość spojrzenia już nie tak młodego autora dopełnia się z jego zawodowym doświadczeniem. Powstała świeża, stworzona intuicją i talentem architektura oraz przyjazna ludziom, dobra do życia przestrzeń. Autorom na szczęście o nic więcej nie chodziło.