
Adam Chałupski: O co zapytałby Pan Le Corbusiera, gdyby miał Pan możliwość go spotkać?
Toyo Ito: Kiedy Corbu był jeszcze młody, na początku swojej kariery zawodowej, jego projekty były bardzo proste i teoretyczne. Potem stały się organiczne i dużo swobodniejsze. Mnie fascynują nie tylko projekty, ale również to, w jaki sposób żył w drugiej połowie życia. Gdybym miał możliwość, zapytałbym go, co spowodowało zmianę.
Czerpie Pan pomysły z tradycji japońskiej. W jaki sposób ujawnia się ona w Pana projektach i jakim kluczem można posługiwać się, by ją odnaleźć?
Nie sama tradycja ani nawet tradycja ściśle architektoniczna, ale język japoński – to on ma pewną specjalną jakość, która oddziałuje na moje projekty. W japońskim poszczególne wyrazy nie łączą się ze sobą bezpośrednio, a treść często znajduje się pomiędzy słowami. To, co jest pomiędzy nimi, jest bardzo swobodne, wieloznaczne. Nawet jeśli nie rozumiesz znaczenia, to przestrzeń, jaka istnieje w tym języku, powoduje, że możesz w pewnym sensie uczestniczyć w rozmowie... Taka właśnie struktura jest podobna do idei japońskich ogrodów i w ten sposób, pośrednio, moja architektura prawdopodobnie związana jest z japońską tradycją.
Jaką rolę odgrywa w Pana projektach ekologia?
Zanim pomyślimy o idei ekologii powinniśmy poszukać relacji pomiędzy architekturą a przyrodą i otoczeniem. Tradycyjna architektura Japonii, szczególnie ta drewniana, jest otwarta na naturę. Granica miedzy przyrodą a budynkiem jest tu nieostra – przenikają się one. Jednak w przypadku współczesnej architektury pozostaje ona bardzo wyraźna i sztuczna. Chciałbym to zmienić, nie mogę jednak wrócić do przeszłości. Wierzę natomiast, że poprzez rozmywanie i poszerzenie strefy wzajemnego przenikania się budynku oraz przyrody, może on stać się bardziej ekologiczny.
Co jest wyzwaniem, którego przezwyciężenie, rozwinęłoby współczesną architekturę?
Generalnie interesuje mnie projektowanie budynków publicznych. Ich struktura jest ściśle określona przez funkcję. Inaczej jest w przypadku prywatnych domów mieszkalnych, gdzie można pozwolić sobie na pewną wolność w projektowaniu. Zależy mi na tym, aby zmienić tę ścisłą strukturę przestrzeni publicznej. To bardzo trudne przedsięwzięcie. W gruncie rzeczy, mimo iż projektuję budynek użyteczności publicznej, chcę aby przebywanie w nim było jak dialog dwóch indywidualności. Moja teoria architektury to sprzeciw wobec traktowania użytkowników przestrzeni publicznej jako masy. Zakładam, że akumulują się w niej indywidualności.
Takim właśnie eksperymentem jest centrum kulturalne Sendai Media Center. Jedynym elementem budowli, który dzieli przestrzeń każdej kondygnacji, są ażurowe struktury pionów konstrukcyjnych wykonane ze stali. Jednak architektura to nie tylko funkcja i geometria, ale poza wieloma innymi aspektami, również materiał.
Wszystko zależy od tego, w jakim znaczeniu używamy tego słowa. Jeśli mówimy o materiale jako strukturze, to zasadniczo nie zmienił się on w ciągu ostatnich 100 lat – przykładem może być beton. Sam materiał się nie zmienił, ale zmienił się sposób jego używania. Duże możliwości daje płyta stalowa – dzięki komputerom możemy z niej uformować bardzo skomplikowane, trójwymiarowe struktury geometryczne. Jeśli chodzi o materiał użyty jako powłoka – szkło, drewno, aluminium i tak dalej – nie mam żadnego ulubionego. Może się on zmieniać w zależności od projektu.
Czy jest jakiś kierunek w architekturze, z którym się Pan utożsamia, który wywarł szczególny wpływ na Pana twórczość? Pytam o to, mając w pamięci Pana doświadczenia z metabolizmem.
Kiedy otworzyłem swoje biuro w 1971 roku, musiałem wystartować już z innego miejsca. Niemniej sam proces projektowania w metabolizmie wywarł na mnie wielki wpływ. Szczególnie ten stosowany przez Kikutake-san we wczesnym okresie jego działalności. Był on zupełnie innym architektem. Jego proces projektowania był bardziej „fizyczny”. Niełatwo jest to wyjaśnić, nie mówiąc po japońsku (śmiech). Nie chodzi w tym przypadku o samą koncepcję, ale przede wszystkim o pewną świadomość, o to, jak podświadomie żyjesz, jak spędzasz dzień, jak zachowuje się twoje ciało w przestrzeni. Te obserwacje ukierunkowały mnie jako architekta. Dziś chciałbym projektować rzeczy, których nie da się ująć słowami. Wielu ludzi próbuje wyjaśnić przestrzeń architektoniczną używając słów, ja natomiast dążę do czegoś, co trudniej jest tak po prostu opisać – to coś bardziej fizycznego, cielesnego.
Realizowany właśnie budynek opery Tai-chung na Tajwanie to jeden z najciekawszych Pana projektów. Jest unikatowy z powodu swej silnie organicznej struktury. Jak pojawiła się ta idea?
Przed rozpoczęciem projektowania studiowaliśmy różne rodzaje naturalnych struktur. Pewnego dnia dostałem w prezencie od przyjaciela artysty rzeźbę, która okazała się inspirująca. Najpierw jednak powstało centrum muzyki i tańca dla Gandawy w Belgii oparte na niemal identycznym koncepcie. Gdy okazało się, że ten projekt nie wygrał zorganizowanego w Belgii konkursu, użyłem go na Tajwanie, gdzie znalazł pełną akceptację jury. Chciałem stworzyć otwartą salę koncertową z otoczeniem urbanistycznym. Miejsce, gdzie można usiąść lub położyć się i posłuchać muzyki. Możliwe, że odgłosy z zewnątrz będą przedostawały się do sali. Dodatkowo ulice przebiegające w pobliżu działki przechodzą przez budynek, przyjmując formę przenikających go rur.
To bardzo skomplikowany projekt. Z jakimi trudnościami trzeba sobie radzić w trakcie realizacji?
Budżet wynosi około 70 mln dolarów. Jeśli realizowalibyśmy ten sam budynek w Japonii, koszt wzrósłby o 150 procent. Obliczenia związane z konstrukcją, nie były tak trudne, jak opracowanie technologii, która umożliwiłaby wybudowanie zaprojektowanych przez nas kształtów. Wymyślenie tego zajęło nam cały rok. Stworzyliśmy kilka modeli, szukając jednocześnie na Tajwanie konstruktora. Zakończyło się to fiaskiem i w zasadzie projekt wrócił do fazy zerowej. W końcu jednak udało nam się znaleźć grupę inżynierów, którzy wzięli na siebie ryzyko. Nikt wcześniej nie stworzył takiego obiektu, w związku z tym trudno było określić w kontrakcie terminy i przewidzieć, jakie problemy mogą się pojawić. Przygotowanie projektu zajęło nam trzy i pół roku, a później tyle samo czasu opracowanie konstrukcji. Sama budowa potrwa kolejne trzy lata.
Centrum kulturalne Sendai Media Center w japońskim mieście Sendai stanowiło w 2000 roku nowy krok w architekturze ze względu na konstrukcję, rozwiązania, wygląd, funkcję... Wydaje się, że podobnie opera w Taichung będzie istotnym projektem nie tylko dla samego biura Toyo Ito & Associates, ale także dla architektury światowej.
Wymyślenie konstrukcji Sendai Media Center było niełatwym wyzwaniem i spędziliśmy nad nim również bardzo dużo czasu. Kiedy jednak patrzę na te rozwiązania dziś, wydają mi się bardzo proste! (śmiech). Pomysły, które wypracowaliśmy dla Sendai Media Center – przede wszystkim zastosowanie w konstrukcji płyt stalowych – zostały przeniesione do innych projektów, na przykład siedziby teatru Za-Koenji w Tokio czy butiku Miki-Moto, również w tym mieście. W przypadku opery w Taichung będzie podobnie. Wypracowana z trudem technika zostanie zaadaptowana przy tworzeniu następnych projektów.
Jaki będzie zatem kolejny krok milowy dla biura Toyo Ito & Associates?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Jednym z obecnie realizowanych projektów jest muzeum moich prac – Muzeum Toyo Ito – w mieście Ehime, w Japonii. Struktura budynku, który ma zostać otwarty w 2011 roku, to nagromadzenie kształtów takich jak oktahedron, tetrahedron i kuboktahedron. Staramy się mnożyć wyzwania i trudno powiedzieć, do czego dojdziemy. Wciąż szukamy „tego czegoś”.
Projektuje Pan budynki niemal na całym świecie. Gdzie panują dzisiaj najlepsze warunki dla rozwoju nowoczesnej architektury?
Na cały dzisiejszy świat wielki wpływ wywiera ekonomia. Życie jest częścią systemu ekonomicznego. Architekt jest w tym świecie użyty jako swego rodzaju narzędzie ekonomiczne – podobnie jak komputer, który sam wykorzystuje. Nie jestem zainteresowany byciem częścią tej ekonomicznej zależności ani potęgi, jaką ona reprezentuje, nie mogę jednak całkowicie odciąć się od jej wpływu. Oczekiwałem wiele od Europy, ale – między innymi ze względu na kryzys ekonomiczny – to Azja pozostaje najlepszym gruntem dla nowoczesnej architektury. Jej osiągnięcia są tu spotęgowane przez spory rozgłos i reklamę. Europa Wschodnia i Zachodnia zasadniczo różnią się jeśli chodzi o historię i tradycję, więc trudno mi rozpatrywać je pod kątem architektury jako całość. Poza Azją, Stary Kontynent wciąż stanowi dla mnie miejsce godne zaufania ze względu na długą historię architektoniczną. Europejczycy mają pewien określony sposób myślenia o architekturze, tradycję. Azja jest jednak znacznie bardziej swobodna i dlatego łatwiej jest tu tchnąć w otoczenie architektoniczne świeżego ducha.

-
Vera Lutter jest znana ze swych monumentalnych, czarnobiałych fotografii przestrzeni miejskich. Jej zdjęcia to negatywy, powstające w przekształconych w camera obscura pomieszczeniach. Odrealnione obrazy miast, tworzone przez artystkę, są rozpoznawalne na całym świecie więcej
-
Celem konkursu jest promocja najlepszej architektury miejskiej, zrealizowanej w okresie Trzeciej Rzeczypospolitej oraz pobudzenie wrażliwości społecznej na kształt naszego otoczenia. więcej
-
Wieżowiec Taipei 101 w mieście Tajpej, stolicy Tajwanu. Mający 508 metrów gigant jest dzisiaj najwyższym budynkiem na świecie. Jego projektantom przyszło się zmierzyć z problemami trudnych warunków posadowienia (jakość gruntu określono jako niezadowalającą), silnych wiatrów (tajfuny występują tu kilka razy w roku) i trzęsień ziemi (działka jest położona około 200 metrów od linii uskoku tektonicznego). Budynek należało wyposażyć w specjalny system tłumienia drgań i kołysania, by zapewnić możliwie jak największy komfort dziesięciu tysiącom jego użytkowników. Jednocześnie do poruszania się między wszystkimi 101 kondygnacjami przeznaczono 61 wind, z czego dwie, zapewniające dojazd na najwyżej położone piętra osiągają rekordowe szybkości, potwierdzone wpisem do Księgi Rekordów Guinessa. więcej
-
Czwarta edycja konkursu ŻYCIE W ARCHITEKTURZE. Finał odbył się w siedzibie SARP-u w Warszawie, 10 stycznia więcej
