Archirama.pl: Pana ostatnia książka „Wrzask w przestrzeni” - dosyć konkretny tytuł, można powiedzieć, że nawet trochę kontrowersyjny. Czy ten tytuł pokazuje że nasza przestrzeń aż krzyczy z bólu, chce powiedzieć nam, że jest z nią aż tak źle?
Piotr Sarzyński: Nie uważam, żeby to był tytuł kontrowersyjny, choć rzeczywiście długo się nad nim zastanawiałem. Uznałem w końcu, że jest adekwatny do tego, co nas otacza i do tego, co opisałem w środku. Nie chodziło o szokowanie, tylko o wyrażenie własnych emocji, które towarzyszą mi, gdy rozglądam się dookoła. To taki manifest wkurzonego do granic inteligenta. Ja wrzeszczę z rozpaczy, przestrzeń wrzeszczy swym chaosem.
Archirama.pl: Słowo klucz w tym tytule to „wrzask”. Czy ono wyraża ból otoczenia, które pragnie poprawek?
Piotr Sarzyński: Wrzeszczy wszystko: kiczowata architektura, urbanistyka (czy też brak tej urbanistyki), wrzeszczą reklamy, brud, dzikie graffiti, śmieci, drą się samowolki budowlane, nowobogackie wille, pomalowane na pastelowo elewacje wieżowców. Krzyczy to wszystko, co składa się na naszą publiczną przestrzeń. Albowiem ten wrzask złożony jest z różnych elementów składowych, gdzie każdy z osobna popiskuje, ale razem składają się na jeden wielki, chóralny kociokwik i rozpaczliwy krzyk.
>>Jan Kubec, architekt Centrum Nauki Kopernik, opowiada o swojej architekturze
Archirama.pl: Brzydko było, jest i będzie - zgadza się Pan z takim poglądem?
Piotr Sarzyński: Gdybym się zgadzał to zapewne nie napisałbym tej książki, bo wtedy czemu by ona miała służyć? Jestem w tej kwestii optymistą. Znam pojedyncze przypadki w Polsce i liczne na świecie, które pokazują, że przestrzeń publiczną można poprawiać i zmieniać na lepsze, a estetyczna nędza nie musi być dana nam raz na zawsze. Brzydko rzeczywiście było, brzydko jest, ale wierzę, że można wiele zrobić żeby było lepiej. Tym bardziej, że coraz silniej budzi się w społeczeństwie potrzeba zmian i zmęczenie tym, co jest. Tak jak kiedyś rodziła się świadomość ekologiczna, tak teraz rodzi się świadomość estetyczna. Uważam też, że to zjawisko będzie raczej narastać niż gasnąć.
Archirama.pl: Czy ma Pan swoją definicję brzydoty? Jakie ona powinna mieć cechy? Czy istnieje „ideał brzydoty”?
Piotr Sarzyński: Jest to trudne pytanie, ale w pewnym uproszczeniu można przyjąć że brzydota to po prostu brak dobrego smaku. Rzecz jasna brzydota ma różne twarze, co więcej ma także różne pochodzenie. Inna jest brzydota, która przetrwała z czasów PRL-u. To taka brzydota zaniedbania, szarości, zapuszczenia, powiązana z filozofią, iż wszystko, co nie moje, jest mi obojętne. Zupełnie inna jest brzydota nowej generacji, epoki ostatnich 20 lat: bardzo agresywna, kolorowa, pstrokata, bezwstydna. I często na tę starą brzydotę nakłada się warstwa nowej brzydoty „pięknej” - kolorowej, jaskrawej, brzydoty reklam czy przeładowanej architektury. Te brzydoty się wzmacniają. Dlatego jedynym wspólnym mianownikiem dla obu tych brzydot będzie po prostu intuicyjny brak dobrego smaku.
Archirama.pl: Czy nie uważa Pan, że kwestia ładne – brzydkie to rzecz gustu? Szczególnie w Polsce.
Piotr Sarzyński: Oczywiście są różne gusta, ale zarazem są też pewne standardy. Jeśli obserwujemy dobrze urządzoną przestrzeń publiczną gdziekolwiek w cywilizowanym świecie: w Austrii, Szwajcarii, Niemczech czy Wielkiej Brytanii, to zawsze ma ona pewne wspólne cechy, pewien typ porządku, harmonii, doboru kolorów, proporcji, o czystości nie wspominając. Rzecz jasna istnieje coś takiego, jak lokalna specyfika: na południu Włoch zupełnie nie rażą nas rozciągnięte między domami, w poprzek ulicy sznurki z praniem, podczas gdy takie rozwiązanie jest jednak nie do pomyślenia w Anglii. Ale w Polsce nie mamy do czynienia z lokalną specyfiką lecz z estetycznym bezhołowiem. Ignorujemy cywilizacyjne kanony, bo respektujemy to, co mówi Kowalski. czy Nowak, nawet jeśli mówią i robią ewidentne bzdury. Władze Krakowa wprowadzają w centrum miasta zapisy o Parku Kulturowym. Genialna rzecz, nareszcie będzie w mieście pięknie. A co robią dotychczasowi roznosiciele estetycznego bałaganu, ci wszyscy właściciele reklam czy bannerów? Skarżą miasto do sądu!!! I znając życie sądy będą całkiem poważnie rozpatrywały te zażalenia. Zamiast pogonić tę cała czeredę brudasów publicznej przestrzeni.
Archirama.pl: Pańskie typy w kategoriach: najbrzydszy obiekt, najbardziej denerwująca mnie rzecz w Polsce, najbrzydsze miasto.
Piotr Sarzyński: Zacznę od najtrudniejszej kategorii, przynajmniej dla mnie, czyli od miasta. Niestety wskażę tu na Warszawę. Mimo, że jestem warszawiakiem i całe swoje życie tu spędzam.
Archirama.pl: Dlaczego taki typ?
Piotr Sarzyński: Dlatego, że w Warszawie kumulują się wszystkie najbardziej niekorzystne dla przestrzeni zjawiska. Mam tu na myśli przede wszystkim: chaos urbanistyczny, kompletnie nie kontrolowany zalew reklam, ogromną dowolność architektoniczną nie licząca się z kontekstem miejsca. To wszystko się tu gromadzi. Problemem jest także nieudolna rewitalizacja osiedli. A do tego brud, śmieci. Niestety, z bólem serca muszę wskazać na Warszawę.
Teraz denerwujące zjawisko. W „Polityce” oraz w mojej książce znalazł się tekst dotyczący 15 najbrzydszych rzeczy w Polsce. Tam lista zaczyna się od śmieci. One są rzeczywiście wszędzie. Ja bym dodał jeszcze kompletny zanik urbanistyki w Polsce i brak urbanistycznej kontroli nad rozwojem miast. To jest chyba największy problem, bo nie da się cofnąć jego złych konsekwencji. Reklamy można zdjąć, psie kupy i śmieci posprzątać, graffiti zamalować, ale beznadziejnie powstawianych budynków już się nie zburzy.
Archirama.pl: Ostatnia kategoria: najbrzydszy budynek w Polsce?
Piotr Sarzyński: Tu także odwołam się do rankingu z „Polityki” sprzed 2 miesięcy. Czytelnicy wskazywali tam najbrzydsze budynki postawione w Polsce z ostatnich 20 lat. Wygrał Hotel Gołebiewski w Karpaczu i niech tak już zostanie. Jest on idealnym symbolem arogancji bogatego inwestora, nieliczenia się z kontekstem miejsca i z lokalną tradycją. Oczywiście są w kraju brzydsze budynki, ale ten hotel, to kwintesencja zła, które toczy polską architekturę. Ogromne przeskalowanie, pseudonowoczesność, pseudoregionalizm. Tego typu obiekty po prostu wszystko udają.
Archirama.pl: Kontrowersyjna kwestia PKiN. Zburzyć czy zostawić? Co Pan o tym sądzi?
Piotr Sarzyński: Nie mam wątpliwości: zostawić. Nie dlatego, bym miał jakiś szczególny sentyment do tej budowli. Uważam jednak, że tego typu budowla jest zupełnie niezwykłym świadectwem pewnej epoki, stylu architektonicznego, nawet formacji politycznej. To dokument historii. Że brzydki? Według dzisiejszych standardów – okropny. Ale i on mógłby stać się niezwykłą atrakcją turystyczną, bo jest najbardziej na zachód wysuniętą tego typu budowlą. Następną spotkamy dopiero w Moskwie. Owszem, PKiN szpeci, bo jednak jest obcym ciałem w siatce miasta, ale tkwi już tu ponad 50 lat i stał się pewnym symbolem. Dużo ważniejsze jest zrealizowanie wreszcie jakiegoś sensownego otoczenia PKiN, jakiś pomysł żeby te wolne przestrzenie zorganizować, a nie jałowe dyskusje o tym czy burzyć czy nie.
Archirama.pl: Ostatnio uczestniczył Pan w konferencji: „Tożsamość, ochrona i kształtowanie krajobrazu w edukacji szkolnej. Przestrzeń wokół nas.” Jaki miała cel?
Piotr Sarzyński: Pokazywała, na przykładach konkretnych programów edukacyjnych, jak uczyć dzieci i młodzież rozumienia architektury, szacunku dla przestrzeni publicznej. Jak wpajać w szkole dobre wzory estetyczne, jak uczyć odróżniać piękno od brzydoty. Wypowiadali się głównie nauczyciele, działacze stowarzyszeń i fundacji. Opowiadali o tym, co sami robią. Uważam, że takich spotkań powinno być mnóstwo i to w każdej części Polski. Pozwoli to wymieniać poglądy i wzmacniać się wzajemnie w przekonaniu, że warto dzieci uczyć piękna. Bo przecież dbałość o przestrzeń publiczną zaczyna się właśnie od szkoły.
Archirama.pl: Reklamy w miastach. Miasta są w stanie się ich pozbyć? Jak z tym walczą?
Piotr Sarzyński: Po pierwsze mam świadomość tego, że dużej części społeczeństwa reklamy po prostu nie przeszkadzają. Co więcej uważane są za symbol europejskości i ucywilizowania, coś co dodaje koloru i ożywia miasta. Trudno mi się z tym poglądem zgodzić. Po drugie wiadomo, że reklam do końca się nie uda zlikwidować. Udało się to tylko jednemu człowiekowi: burmistrzowi Sao Paulo parę lat temu, ale jest to absolutny wyjątek. Co zatem robić? Możliwości walki z reklamami tkwią przede wszystkim w już istniejącym prawie. Należałoby wyznaczyć sobie priorytety, czyli miejsca które w pierwszej kolejności muszą być wyczyszczone z reklam – starówki, zabytkowe szlaki miejskie, centra miast itd. Wspomniałem o Krakowie. A co szkodzi, gdyby w jego ślady poszli inni prezydenci miast i burmistrzowie? Wystarczy egzekwować prawo. Wtedy tę walkę się wygra, bo łatwiej toczyć walkę na określonym odcinku niż na szerokim froncie.
Archirama.pl: Czy ma Pan recepturę, antidotum na to żeby było po prostu ładnie?
Piotr Sarzyński: Na świecie chyba nie ma takiej osoby która by ją miała. Ale pozostając przy medycznej terminologii taka receptura musiałaby wiązać za sobą trzy składniki, wszystkie na literę „P”. Pierwszy, to Prawo – mądre i skuteczne. Drugi, to Pieniądze – bez nich nie da się na przykład rewitalizować starej, miejskiej tkanki. I trzeci – Popularyzacja, czyli edukacja. Edukacja przede wszystkim dzieci i młodzieży. Ale też popularyzacja idei przyjaznej przestrzeni wśród samorządowców, urzędników, polityków, dziennikarzy i wszystkich, którzy choć w małym stopniu decydują o otoczeniu.
>>Henryk Buszko, wybitny polski architekt, opowiada jak budowało się w czasach PRL-u

-
Prezentujemy 10, według nas najbrzydszych budynków świata. Każdy z nich to symbol kiczu i brzydoty. Zgadzacie się z naszymi typami, czy może posiadacie własne? Czekamy na komentarze i głosy, które pozwolą nam wytypować najbrzydszy budynek świata! więcej
-
W Krakowie chcą realizować wizję przebudowy Rynku Podgórskiego. Projekt budzi kontrowersje wśród mieszkańców i architektów. więcej
-
W kamienicy na Krowoderskiej w Krakowie elewacja zmieniła kolor na seledynowy. Krakowianie są zaszokowani architektonicznym kiczem. więcej
