Czy Amerykanie zrezygnują z potężnych, paliwożernych krążowników szos na rzecz miejskich aut? Google szykuje kolejną rewolucję, tym razem motoryzacyjną. W maju Google przedstawiło nową wersję swojego ambitnego projektu. Nowy samochód Google nie potrzebuje kierownicy, pedału gazu czy hamulca, nie mówiąc o lusterkach – bo właściwie nie ma kierowcy, tylko pasażerów.
Samochód zbudowany został od podstaw. Fani amerykańskiej motoryzacji mogą załamać ręce na widok tej bryły. Pojazd jest prosty, ma owalny kształt. Taka bryła nie jest jednak kaprysem projektantów. Została ukształtowana tak, by zapewnić jak największe „pole widzenia” czujnikom, odpowiedzialnym za kierowanie pojazdem. Dzięki temu czujniki te mają zasięg ok. 100 metrów, wystarczająco duży, by zapobiec nieprzewidzianym wypadkom. Ze względów bezpieczeństwa auto porusza się na razie niezbyt dynamicznie, maksymalna prędkość to zaledwie 40 kilometrów na godzinę.
Co wyjątkowe, w tym projekcie projektanci rezygnują całkowicie z możliwości przejęcia kontroli nad pojazdem przez żywego kierowcę. „Architektura wnętrz” auta jest do bólu prosta. Dwa fotele, ekran, na którym można śledzić trasę pojazdu, przyciski „start” i „stop”. Nawet dziecko sobie poradzi.
Nowy samochód ma być w pełni demokratycznym środkiem transportu, pojazdem, którego będą mogły używać osoby niepełnosprawne (np. niewidome), narzędziem zmieniającym życie w miastach.
Jak na razie, na amerykańskie ulice w ciągu dwóch lat wyjedzie 100 takich pojazdów. A w przyszłości? Zobaczymy.