archirama.pl

Akademickie radio Kampus i Archirama.pl zapraszają na zapis rozmowy z Marcinem Mostafą

Wywiad z architeketem Marcinem Mostafą  prezesem warszawskiego oddziału SARP, oraz właścicielem biura projektowego WWAA Architekci to zapis audycji Wydział Architektury emitowanej we wtorki w Radiu Kampus.

Akademickie radio Kampus i Archirama.pl zapraszają na zapis rozmowy z Marcinem Mostafą
Fot: materiały prasowe

Jesteś prezesem warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. Za co odpowiedzialny jest stołeczny SARP?

Marcin Mostafa:  To dobre pytanie... Nie wiem czy SARP jest za coś odpowiedzialny. SARP w swojej definicji zakłada dbałość o jakość architektury. Stowarzyszenia Architektów Polskich zostało założone przez młodych architektów - tak naprawdę w opozycji do starszych kolegów, którzy w tym czasie „kontrolowali rynek architektoniczny”. Dzisiaj SARP poszukuje swojej tożsamości. Mam wrażenie, że odkąd powołany został nowy zarząd, próbujemy raz jeszcze nazwać, zdefiniować działalność SARP-u. Szanując oczywiście jego dorobek i prestiż. Szukamy swojego miejsca, np. z Izbą Architektów.

Wspomniałeś o Izbie Architektów. Czym się różnią te dwie organizacje?

MM:  Członkiem Izby staje się każdy architekt, który ma uprawnienia. Najpierw są studia, praktyki. Po praktyce zawodowej, gdzie zdobywamy doświadczenie, zdajemy egzaminy na uprawnienia - stajemy się członkami Izby. Izba zajmuje się jakością zawodu architekta, dba o jego warsztat. Bycie członkiem SARP-u nie jest obowiązkowe, ale Izby już jest. SARP zajmuje się dbałością o miasto, o jakość tego życia w mieście. Członkowie SARP-u są mecenasami architektury.

Wracając do tematu SARP-u. Zostałeś najmłodszym prezesem warszawskiego oddziału Stowarzyszenia, to precedens w historii SARP-u. Jak do tego doszło?

MM:  Namówił mnie do tego kolega Jakub Wacławek, który był prezesem poprzednich dwóch kadencji i to był głównie jego pomysł. Wydaje mi się, że założył sobie, że odda ster w młode ręce. Ale nie tylko ja jestem wyjątkiem jeśli chodzi o metrykę. Cały nasz zarząd składa się z młodych, utalentowanych ludzi: Marlena Happach, Ola Wasilkowska, Jan Sukiennik, Maciej Kowalczyk, Marek Kuciński. Grono młodych ludzi, którzy chcą skutecznie działać na tym polu. Jest oczywiście wiele innych osób, których współtworzą SARP… Ale wracając do pytania: zostałem namówiony…

Ale nie na siłę?

MM:  Nie oczywiście, że nie. Nie zostałem również wrobiony, tylko namówiony.

Marcin Mostafa wywiad w Wydziale Architektury

Czy na wybór prezesa SARP-u ma także wpływ dorobek?

MM: Wydaje mi się, że jest to wybór środowiska, które Cię akceptuje i chce żebyś został przewodniczącym. Natomiast, przed nami stoi bardzo trudne zadanie. Szanuję prace wszystkich naszych kolegów z poprzednich zarządów, mimo wszystko jednak uważam, że SARP przespał swój okres kiedy pojawiały się różne fundacje, stowarzyszenia, „endżiosy”, które nauczyły się poruszać w realiach naszego kapitalizmu i pozyskiwać dotacje, finansowanie na swoje projekty. SARP, po mimo swojego gigantycznego dorobku i historii, mam wrażenie, że nie odnalazł się w tej kwestii. Jesteśmy troszkę spóźnieni i musimy to odpracować i spróbować się wypozycjonować na tym rynku. To jest nasze zadanie na teraz.

Jak na razie rozmawiamy o ideach jakie przyświecają Stowarzyszeniu Architektów Polskich. Czy możesz zdradzić jakimi sposobami chcecie dążyć do tego żeby warszawska przestrzeń była ładniejsza architektonicznie. Czy SARP - mówię o warszawskim oddziale - jest stworzony dla warszawiaków? Czy SARP dba żeby zabudowa Warszawy, projekty, które powstają dla Warszawy były przede wszstkim dla mieszkanców? To jest ta idea?

MM:  SARP zrzesza samych architektów, ale przyjmuje też innych członków, którzy są z obrzeża architektury. Jego celem jest przede wszystkim promowanie jakości architektury, a tym samym jakości życia w  mieście. Jeżeli chodzi o same sposoby działania SARP-u, to obecnie te metody wypracowujemy. Stworzyliśmy swój wewnętrzny schemat działania (mówię o naszej wewnętrznej pracy). Czyli z jednej strony jest prezydium i zarząd - tak było zawsze. Z drugiej zaś stworzyliśmy poniedziałkowe grupy robocze tzw. warsztatowe spotkania. Ma to na celu aktywizowanie środowiska. Te poniedziałki, które nie są spotkaniami ani prezydium ani zarządu. Chcemy, aby były otwarte dla wszystkich naszych kolegów, ale też planujemy otworzyć się na miasto. W tej chwili jeszcze tworzymy program i wymyślamy mechanizmy działania. Chcielibyśmy znaleźć platformę do dyskusji na temat Warszawy.

Co tak naprawdę architektom może przeszkadzać w samej Warszawie. Co Cię najbardziej irytuje?

MM:  Nie potrafię do końca i jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z Warszawą jestem związany emocjonalnie. To jest tak, że kiedy podróżuje się po świecie, ogląda się Wenecję, Paryż to ogląda się je zazwyczaj z punktu widzenia  turysty. To jest oczywiście pewnego rodzaju postrzeganie architektury i jej ocena, ale jest to obiektywne spojrzenie. Natomiast miejsca w Warszawie wywołują u mnie wspomnienia, emocje i właściwie Warszawa mnie nie denerwuje. Gdybym naprawdę zaczął się nad tym zastanawiać, to może fakt, że jest miastem rozciągniętym.

To znaczy?

MM:   Na przykład to, że mamy problem z poruszaniem się po mieście pieszo lub na rowerze. Warszawa nie ma ścisłej zabudowy, z ciągłą pierzeją, gdzie odczuwa się przyjemność przebywania w niej. Teraz spotykamy „szczerbatą" przestrzeń – co nie definiuje tego jednoznacznie jako wady. A co mnie drażni? To relacja komunikacji samochodowej z rowerową. Chciałbym, żeby Warszawa była jak Kopenhaga. Żeby było dużo rowerów. Zawsze jednak staram się dostrzec warstwę ludzką - to czego dotykamy, spotykamy, po prostu przestrzeń publiczną, która jest posadzką, ławką, pierzeją do wysokości 3 m., a nie tylko urbanistyczną.

Czyli nie myślisz o Warszawie jako o konkretnym miejscu, ale o Warszawie jako o założeniu urbanistycznym?

MM: I tak i nie. Mam wrażenie, że myślę jako użytkownik. To myślenie urbanistyczne dotyczyło ogólnej dyskusji na temat wysokości zabudowy i to jest rzeczywiście dyskusja dla architektów. Dyskusja mieszkańców chyba bardziej dotyczy obcowania z tą dolną warstwą, przyziemną i jakością przestrzeni publicznej na poziomie styku z nią.

Jak architekci postrzegają przestrzeń?

MM: To jest dobre pytanie. Oczywiście nie znam odpowiedzi na nie. Wydaje mi się, że za tym kryje się zawsze człowiek, jego wrażliwość. Kiedy dyskutujemy wśród architektów o przestrzeni publicznej, o miastach, o Warszawie, to każdy de facto ma inne zdanie. Istnieją główne narzędzia, które architekci wynoszą jako podstawę wykształcenia. Pozwalają nam odczytać przestrzeń na planie, mapie, projekcie czy makiecie. Dzięki temu, wydaje mi się, że architekci potrafią sobie wyobrazić pewne zdarzenia przestrzenne, koncepcje w jakiś miejscach, ale generalnie postrzegają miasto chyba tak samo jak mieszkańcy.

Ale jeśli nie mieszkają w nim właśnie? Jak wspominałeś wcześniej, że na Wenecję patrzysz inaczej niż na Warszawę.

MM:  Ale też to nie jest spojrzenie stricte architektoniczne, tak mi się wydaje. Ja oczywiście staram się analizować te miasta, zastanawiam się nad tym jaka mają skalę, czy są place czy nie. Jak wygląda przestrzeń publiczna. Jaki jest w ogóle pomysł na nią. Nie wydaje mi się, że jest jakaś prosta definicja jak architekci postrzegają te miasta.

 

Jak wygląda proces twórczy? Od momentu pojawienia się pomysłu, idei do momentu zagospodarowania przestrzeni na której staje budynek? Jak wygląda tzw. ścieżka projektowa?

MM:  Opowiem o dwóch scenariuszach projektowych. Jest proces nazwijmy go oczywistym: jest jakiś etap koncepcji, projekt koncepcyjny, zgoda, akceptacja projektu przez inwestora. Potem zazwyczaj przechodzi się do etapu weryfikacji koncepcji na poziomie projektu budowlanego, uzgodnień, obliczeń, wymiarów, przyłączy. Na tym etapie musimy uzyskać wszystkie pozwolenia. Przede wszystkim pozwolenie na budowę, uzgodnić to z konserwatorem jeśli jest takie wskazanie itd. A potem przychodzi etap projektu przetargowego i projektu wykonawczego. „Cudowny" etap, w którym wybiera się wykonawcę i zaczyna się na podstawie tego projektu budować.
Natomiast wydaje mi się, że jest drugie dno tego pytania. Jakiś czas temu uczestniczyliśmy w procesie projektowym, który był inicjatywą oddolną. Dwa lata temu powstał taki pomysł: miasto chciało posiać trawnik na miejscu pawilonów przy stacji metra Świętokrzyska. W relacji z tą informacją powstała inicjatywa oddolna, prowadzona przez Grzegorza Gondka, aby stworzyć tam przestrzeń rekreacyjną. Odbyły się warsztaty, w których wzięło udział 5-6 pracowni architektonicznych i w rezultacie powstał projekt. Obecnie jest już wymyślona cała struktura. Są konsultacje społeczne w kontekście tego: skweru sportów miejskich. Obecnie sprawa ta żyje własnym życiem. Jednak cała ta sytuacja pokazuje, że proces powstawania projektu może wyglądać zupełnie inaczej niż ten, o którym opowiedziałem wcześniej. Proces ten potoczył się zupełnie inaczej: nie było zamawiającego, była potrzeba i były oczekiwania. Projekt więc może powstać również w odpowiedzi na pewne potrzeby społeczne.

Jak jednak wygląda tworzenie projektu? Jak u Was w biurze tworzy się projekt?

MM: Najpierw musi być zamówienie lub konkurs. Gdybym się zastanawiał jak powstawały różne koncepcje w naszym biurze to zazwyczaj jest to rozwiązanie jakiegoś problemu: z działką, dojazdem czy zacienianie. I to się staje pretekstem w ogóle do projektowania. Najgorzej jest gdy jest dowolny budżet, dowolne warunki i możemy zrobić co chcemy. Często nie potrafię się poruszać w takiej rzeczywistości. Natomiast wracając do konkretnych przykładów: pawilon w Szanghaju. To był projekt konkursowy, który wygraliśmy w 2007 roku. W związku z tym, że był to konkurs, to były również konkretne wymagania - czyli ktoś kto chciał zamówić projekt i sprecyzował swoje oczekiwania. Mieliśmy bardzo dużo różnych pomysłów. Zrobiliśmy kilka koncepcji, które były pewnym kierunkiem, w którym chcieliśmy pójść, ale najpierw zdecydowaliśmy czego na pewno nie robimy. Nasze dyskusje, w dużej mierze, opierały się głównie na tym jacy chcemy być, czym chcemy być i jaki chcemy przedstawić wizerunek Polski na EXPO. Chcieliśmy być trochę plakatem przestrzennym. Wiedzieliśmy, że jest to dyscyplina, w której nie powstają budynki, tylko powstają tymczasowe obiekty i instalacje, a struktura eksponatu jest chwilowa i rządzi się swoimi prawami. Jednocześnie chcieliśmy aby była bardzo mocna plastycznie albo graficznie po to żeby ktoś mógł ten pawilon zakodować w swojej głowie i go sobie odtworzyć.  Istnieje także pytanie o samo EXPO. Na początku wieku kiedy zaczęły odbywać się wystawy, większość przyjeżdżała aby np. obejrzeć pióropusz Indianina na własne oczy. Dzisiaj już ma to zupełnie inny wymiar. Przepływ informacji jest prostszy, szybszy, obcujemy z tym wszystkim w internecie, wystawy jeżdżą po świecie. I dlatego chcieliśmy stworzyć szereg doznań, które będą odczuwalne tylko przy obcowaniu z tym pawilonem. Wracając jeszcze do naszej kocepcji to był to okres w polskiej architekturze, kiedy projektanci bardzo mocno weszli w regionalizm, w tradycyjne motywy. Ale nie było jeszcze przesytu w tej materii. Decyzję, którą podjęliśmy dotyczącą motywów wybranych przez nas na EXPO, spowodowana była tym, że nikt jeszcze tego nie robił. I to był dla nas główny pretekst do stworzenia takiej grafiki.

Doświadczenie, jak wiemy, jest ważne. Ale czy wiek ma wpływ na projektowanie, na pojęcie projektowania?

MM: Abstrahując od doświadczenia, na przykładzie naszego biura, które tak naprawdę wzięło się z nikąd. Nagle zostało rzucone na bardzo głęboką wodę. Co było bardzo obciążające i trudne. Dobrze, że się wszystko udało. Natomiast myślę, że my dojrzewamy. To jest tak jak z kręceniem filmów. Można się bawić pewną konwencją. Są całe okresy w naszym projektowaniu, w których się czymś fascynujemy. Dzisiaj nie zrobiłbym już takiego pawilonu. Wtedy byłem w innym momencie życia. To była kwestia naszej dojrzałości i innych czasów jakie wtedy były i tego co się wtedy robiło.

Czy byłeś wtedy jeszcze studentem?

MM: Nie, byłem już po dyplomie. Po zrobieniu dyplomu myślałem, że nie chce być architektem. Potoczyło się niestety inaczej…

 

WYDZIAŁ ARCHITEKTURY

Archirama.pl oraz Akademickie Radio Kampus połączyło siły i postanowiło przybliżyć wam świat architektury. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że architektura dotyczy każdego z nas, bo to ona decyduje jak nam się w danym miejscu żyje. Z audycji Wydział Architektury będziecie mieli okazję posłuchać rozmów a polskimi architekcami, czy dowieć się czym żyje warszawska, polska, ale też zagraniczna architektura.

Audycję prowadzą: dziennikarka z Akademickiego Radia Kampus Anna Kopcińska oraz dziennikarka portalu Archirama.pl Weronika Kwasiborska. Dlatego prowadzone rozmowy o architekturze będą zrozumiałe zarówno dla architektów, jak i dla osób, które z architektura mają z architekturą niewiele wspólnego.

Audycja Wydział Architektury emitowana będzie w każdy wtorek w Radio Kampus na 97,1 fm oraz w internecie na stronie Radia Kampus. Wszystkie audycje (równiez te archiwalne) będą także dostępne w portalu Archirama.pl, na łamach portalu będziemy także publikować zapis rozmów z gośćmi audycji Wydział Architektury.

Więcej o audycji przeczytacie tutaj

Autor: Opracowanie: Marta Peter
Zdjęcia: materiały prasowe
Data publikacji: 2.04.2013 17:00

Rozmowy o architekturze.