Klasyczny dylemat architektów projektujących własny dom lub mieszkanie często sprowadza się do kwestii: sobie czy na pokaz? Czasem jednak, zwłaszcza w przypadku mikroskopijnych lokali, przewagę zyskuje pytanie: w jaki sposób? Jak zmieścić na dwudziestu metrach wachlarz funkcji nie rezygnując z wyrażenia swojej indywidualności? Margines błędu jest znacznie mniejszy niż w przypadku wnętrz standardowej wielkości – zwykle to jeden centymetr na metrze. Tu brak feralnego centymetra mógł przekreślić pomysł. Jednak, gdy przeciętni użytkownicy kawalerek w zagubieniu sięgają po poradniki, architekci osiągają czasem ekwlibrystyczne wyżyny, traktując problem jak zastrzyk adrenaliny wyzwalający dodatkową kreatywność.
Zrealizowane przez Kubę Szczęsnego z offowej grupy projektowej Centrala małe pied-a-terre w anonimowym bloku na warszawskim Powiślu nosi cechy mieszkania zabawki. To zasługa rozmiarów lokalu, w którym można się poczuć jak Guliwer w krainie liliputów, jaskrawej palety barw, inspirowanej komiksowym superbohaterem Hulkiem i kuchni organizującej przestrzeń, zamkniętej w enigmatycznym białym kubiku. Po otwarciu jego frontowej ściany, jak w kreskówkach, ujawnia się precyzyjnie zaplanowane wnętrze, a odsuniętą część można rozłożyć, tworząc całkiem wygodną jadalnię lub, w razie potrzeby, domknąć nią kąt do spania. Niespodzianki w postaci licznych schowków kryje też wysoka skrzynia łóżka przypominająca konstrukcję z przeskalowanych klocków. Otwarta z obu stron łazienka – przesuwne, raczej umowne drzwi ciągle pozostają w planach – niemal zachęca do zabawy w berka, a jej srebrne wnętrze, pokryte wodoodporną farbą, przypomina kosmiczną, choć zbudowaną raczej metodą zrób to sam kapsułę. Brak domknięcia łazienki czy wyraziste kolory posadzki i mebli mogłyby się wydawać mankamentem. Nie ma to jednak znaczenia, ponieważ niedociągnięcia mieszczą się w przyjętej konwencji stylistycznej, a ponadto mieszkanie jest wykorzystywane raczej okazjonalnie.
Wnętrze zrealizowane z wdziękiem i konsekwencją, na przekór bardzo małemu budżetowi, nosi wyraźne piętno projektanta realizującego z przekonaniem nawet pozornie niepraktyczne pomysły. Większość wyposażenia mieszkania pochodzi z hipermarketów budowlanych i wyprzedaży. Brak tu markowych czy ekscentrycznych sprzętów, narzucających banalnie, choć często poprawnie zaprojektowanym wnętrzom miano „dizajnerskich”. Zamiast przyjmować pod swój dach cudze fantazje lepiej czasem realizować własne, choćby nawet dziecięce, i inspirować nimi innych.
Idea
Potrzebą było wymoszczenie podręcznego gniazdka na 3-4 dni w tygodniu, trochę też zbudowanie kapsuły do przeżycia w trudnych warunkach panujących w sercu Planety Warszawa.
Po nieudanych próbach wciśnięcia pożądanego zakresu funkcji do ulicznej rozdzielni teletechnicznej oraz fiasku poszukiwań zapomnianych tuneli metra do przerobienia na wielkoskalową bazę, rozwiązaniem optymalnym okazało się gniazdo obserwacyjne na ostatnim piętrze spółdzielczego punktowca z lat 60.
Skromność metrażu miała być rekompensowana wrażeniem wiszenia w krajobrazie, co stało się możliwe dzięki nieskrępowanym firankami widokom na dachy Powiśla, Zamek Królewski i most Świętokrzyski.
Na 21,5 m2 miał się zmieścić zakres funkcjonalny normalnej kawalerki, pozwalający przenocować nawet cztery osoby (z tego dwie na samonadmuchującym się materacu), ugotować dla nich spaghetti, pochować wszystkie zabawki i dokonać koniecznych czynności higienicznych (nie wspominając o wygodnym czytaniu).
Powierzchni nie trzeba było dzielić na mniejsze, wydzielone intymności, bo 21,5 m2 samo w sobie jest ucieleśnieniem tejże, natomiast konieczny był minimalny poziom elastyczności, uzyskany przez „animowany” mebel kuchenno-jadalny. Nie udało się tylko wcisnąć hamaka, wolnostojącej lodówki Smeg w kolorze czerwonym oraz pianoli. Całemu procesowi przyświecała uniwersalna zasada hiszpańskich ulicznych sprzedawców, czyli bonito/barato, a więc pięknie i za dwa złote.
Jakub Szczęsny/Centrala

-
Oskar Hansen. Przyczółek Grochowski, to osiedle składające się z jednego, bardzo długiego bloku o długości półtorej kilometra. Wijący się niczym wąż budynek powstał na terenie dawnej podwarszawskiej wsi Gocław według projektu awangardowych architektów - Oskara i Zofii Hansenów więcej
-
Bez dogmatu
Historia renowacji barokowych wnętrz wiejskiego kościoła w Czechach to kronika odważnych posunięć hierarchów, lokalnej administracji i upartych projektantów z praskiego studia Qubus Design. Mieszanka baroku z klasyką designu, a nawet aluzjami do islamu, nie jest czystą prowokacją, lecz manifestem kulturowej otwartości we wnętrzu, które służyć będzie nie tylko liturgii, ale i świeckim imprezom dla miejscowej, niekoniecznie katolickiej społeczności więcej
-
Globalizacja, postęp techniczny i rozwój ekonomii radykalnie zmieniły obraz miasta, które stało się już nie tylko naszym codziennym środowiskiem życia, ale również miejscem, gdzie przede wszystkim odbywa się spektakl konsumpcji więcej
-
Nie interesują mnie gadżety i efekty specjalne, tylko wyrażanie podstawowych pojęć architektonicznych, takich jak przestrzeń czy światło. Wszystko powinno wychodzić od jednego pomysłu – mówi Christian Kerez, szwajcarski architekt, projektant przyszłej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie więcej
